Konferencja IATEFL Wrocław 21-23 września 2018




Ktokolwiek choć raz wybrał się na konferencję IATEFL, na pewno zgodzi się ze mną, że jest to jedno z tych wydarzeń organizowanych dla i przez anglistów, na których trzeba, warto i wypada być. Ze wstydem i ogromnym żalem do samej siebie przyznaję, że była to dopiero trzecia moja konferencja IATEFL, ale na pewno nie ostatnia. 

WROCŁAW

Miejsce konferencji  - Wrocław, a w moim przypadku Wroclove, było po prostu cudowne. To miasto ma w sobie coś takiego, że człowiek od razu czuje się w nim jak u siebie, ma klasę, ale bez zadęcia i nie sposób się w nim nie zakochać od pierwszego wejrzenia. Jest bardzo dobrze skomunikowane i nawet taka blondynka jak ja nie zdołała się w nim zgubić. Wszystkie wykłady i warsztaty odbywały się w kilku budynkach  na terenie Politechniki Wrocławskiej. Czasem niestety trzeba było poświęcić kilka minut na przemieszczenie się z jednego budynku do drugiego, a lunch podawany był w zupełnie oddzielnym miejscu, ale szybko udało nam się zorientować gdzie co się znajduje. Specyfika konferencji nie pozwalała na wygospodarowanie dużej ilości czasu, ale udało mi się zobaczyć Panoramę Racławicką i przepiękny wrocławski Rynek. Zwiedzać miasto  można by przynajmniej przez tydzień, więc konieczny będzie jeszcze kolejny wypad wyłącznie w celach turystycznych.

DZIAŁO SIĘ

Oj działo się i to dużo. Żeby w pełni skorzystać z oferty organizatorów trzeba by się sklonować, bo jednocześnie odbywało się kilka warsztatów i wykładów, na których koniecznie chciałam być, a w holu przeróżni wystawcy prezentowali swoją ofertę, organizowali konkursy, udzielali informacji, a trzeba było jeszcze uściskać dawno nie widzianych znajomych, wymienić opinie, robić zdjęcia, wypić kawę, odstać swoje w kolejce do toalety jednocześnie podejmując decyzję na który wykład się udać (a było ciężko wybrać), zorientować się w którym miejscu jest sala wykładowa (dla mnie, jako archetypicznej blondynki, prawdziwe wyzwanie) - no tempo zawrotne. 

WYKŁADY I WARSZTATY

Co roku mam ten sam dylemat, czy obejrzeć prezentację kogoś kogo znam i mogę mieć gwarancję jakości, czy zaufać marce wydawcy firmującego danego prezentera, czy dać szansę komuś mi nieznanemu, ale proponującemu bardzo ciekawy temat. Różnie bywa z trafnością podejmowanych przeze mnie decyzji, ale w tym roku miałam naprawdę dużo szczęścia i właściwie żaden mój wybór nie był rozczarowujący. Gdyby się dało w poście na blogu streścić dokładnie wszystkie sesje, które obejrzałam, nie byłoby sensu brać udziału w konferencji, dlatego nawet nie podejmuję się tego zadania, nie sposób oddać w krótkim wpisie charyzmy, poczucia humoru, wdzięku, dystansu do siebie, profesjonalizmu, błyskotliwej inteligencji każdego ze spikerów. To trzeba po prostu obejrzeć na żywo. Poza tym każdy z nas ma inne potrzeby i zainteresowania, inną wrażliwość również i siłą rzeczy w zupełnie inny sposób odbieramy te same wydarzenia.  Mogę jedynie zwrócić uwagę no to, co mi się szczególnie podobało, zaznaczając, że WSZYSTKIE sesje, na których byłam uważam za przydatne i wartościowe. Zachwycił i bardzo zainspirował mnie wykład Johna Hirda na temat zmian, którym ulega na naszych oczach język angielski. Słowa, które dopiero co powstały takie jak snaccident, chairdrobe czy mocktail już weszły do mojego idiolektu. Na pewno wykorzystam wskazówki Grzegorza Śpiewaka na temat przygotowywania efektownych i efektywnych prezentacji. Nie omieszkam sprzedać tej wiedzy swoim uczniom, dla których konieczność tworzenia prezentacji to chleb powszedni, ale teraz poznają prostych kilka tricków, które zachwycą i wprawią słuchaczy w osłupienie. Również niedzielny wykład pana Grzegorza "How to Unwow the Wow" bardzo zapadł mi w pamięć. Cieszę się, że po zachłyśnięciu się przez nauczycieli możliwościami nowych technologii (tak na marginesie to jestem fanką Kahoota i Quizleta) nadchodzi wreszcie moment refleksji, że uczenie to nie wyłącznie edutainment, że ważne są również cele lekcji, które poprzez zabawę chcemy osiągnąć.  Zachwyciła mnie również bardzo mądra sesja Magdy Zawadzkiej - Connecting the Dots. W jej przypadku treść genialnie zagrała z formą - kropki na slajdach i kropki na sukience Magdy :) Nie mogłam też opuścić żadnej prezentacji Marty Rosińskiej - kopalni pomysłów na zajęcia dla kogoś uczącego w szkole średniej tak jak ja, a przy okazji autorki ukochanych podręczników. Ukoronowaniem całej soboty była dla mnie warsztatowa sesja Natalii Szygendy. Wiedziałam, że będzie cuuuudownie i oczywiście się nie zawiodłam. Od tej pory bzyczenie pszczół, słoik miodu i ule ZAWSZE będą kojarzyć mi się z fantastyczną lekcją, rewelacyjną prezentacją i oczywiście z Natalią. Bardzo podobał mi się również "bombowy" wykład Sebastiana Noltorpa "Explosive activities...". Świetne pomysły, a przy tym niesamowita skromność prelegenta, to jest to, czemu nigdy nie mogę się oprzeć.

CZEGO ZABRAKŁO?

Czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Wspomniałam już wyżej, że często miałam problem z dokonaniem wyboru, na który wykład się udać w danej chwili. Czasem dylematy były szczególnie wielkie. Na przykład nie mogłam wziąć udziału w sesji Magdy Kanii,  Kasia Warszyńska miała swoją jednocześnie z Natalią Szygendą, żałuję również, że nie zdołałam posłuchać Mieczysławy Adamczuk ani Kasi Wiącek, mam nadzieję jednak, że uda mi się nadrobić zaległości 10 listopada podczas konferencji REweLACJE. Z pewnością ominęło mnie wiele, ale tak już jest na IATEFL-u. Każdy z nas jest na nieco innej konferencji i nie pozostaje nic innego, jak zarejestrować się na kolejną i liczyć, że do tego czasu naukowcy wymyślą cudowny napój rodem z Harrego Pottera pozwalający na przebywanie w kilku miejscach na raz. A konferencja IATEFL za rok w Gdańsku, więc nie może nas zabraknąć w takim miejscu.

NOTATKI

Gdyby ktoś chciał skorzystać z moich trochę chaotycznych notatek z Konferencji - zapraszam TUTAJ.

Komentarze

Popularne posty